W czasie ciechocinkowego deszczu
Witaj! Dziś przenosimy się do Ciechocinka, to miasto w województwie kujawsko-pomorskim, o czym przypomniał wszystkim tata. Dlatego z Bielska-Białej mieliśmy duży kawałek do przejechania, choć to i tak bliżej niż nad morze. Żałuję, że nie trafiliśmy na ładną pogodę, jednak cieszę się, że mogliśmy odwiedzić dziadków w sanatorium i że mama zabrała nam kalosze. Oj jak dobrze, że rodzice mimo swoich spraw pamiętają nawet o kaloszach! Wiesz, że dzięki tym kaloszom nasze wspólne spacery były dużo łatwiejsze? A na pewno bardziej suche, hihi. A czy Ty w czasie deszczu się nudzisz? A może lubisz zabawy w deszczu? Koniecznie mi o tym opowiedz pisząc do mnie na adres: ja@fenek.pl. A wracając do Ciechocinka to okazało się, że znajduje się tu wiele fontann. Fenia znalazła fontannę niczym z bajki, bo nazywała się „Jaś i Małgosia”. Przedstawiała dziewczynę i chłopca stojących pod parasolem. Podobno fontanna ta przyciągała swoją wyjątkowością wiele kuracjuszy oraz turystów, którzy chcieli zrobić sobie zdjęcie na jej tle. Sądzę, że jest tak do dzisiaj, ponieważ nawet podczas deszczu w Parku Zdrojowym, gdzie znajduje się ta fontanna, było wiele osób. Fenia okrzyknęła tę fontannę swoją ulubioną. Ja natomiast niedaleko znalazłem swoją ulubioną fontannę – w jej środku jest żaba, oczywiście taka z kamienia. Dlaczego „Żaba”? To bohaterka wielu bajek i baśni. Ja lubię zwierzęta, żab też się nie boję, a ta w ogóle wyglądała fajnie. Tacie natomiast najbardziej spodobała się fontanna „Grzybek”, jak tak się jej przyjrzałem, to przyznałem, że robi wrażenie wielkością. Szkoda, że padał deszcz, choć cieszyliśmy się, że nie lało na tyle mocno, aby rezygnować ze spaceru. Śmialiśmy się też, że w deszczowy dzień nie straszne nam było spacerowanie szlakiem fontann.
Kwiatowe dywany i skarpetkowa akcja
Spędzając trochę czasu z dziadkami doszliśmy razem do wniosku, że Ciechocinek to miasto zdrowia. W końcu są tu sanatoria, szpitale uzdrowiskowe, ośrodki wypoczynkowe, a nawet warzelnie soli. Gdy trochę ustał deszcz, mogliśmy zdjąć kaptury i odłożyć parasole, aby nacieszyć wzrok widokiem przepięknej zieleni Ciechocinka. Nawet mnie urzekły te kolorowe dywany z kwiatów, wyszukane kompozycje roślinne i ładnie przystrzyżony trawnik. Tak sobie pomyślałem, że stworzenie takiego zielonego zakątka musiało wymagać wiele wysiłku! Praca ogrodnika nie należy do lekkich, ale przyznać trzeba, że efekt końcowy może powalić na kolana. A propos pracy… Prawie spóźniliśmy się na występ mamy! Mama jak zwykle musiała wziąć udział w próbie przed koncertem, więc postanowiliśmy jeszcze rozejrzeć się nieco. Tata spojrzał na zegarek, stwierdzając, iż mamy dość czasu na krótką wycieczkę, może nawet lody, więc nie spiesząc się, spacerowaliśmy ciechocińskimi alejkami.
W pewnej chwili dotarliśmy do kwiatowego zegara – jest to kwietnik, pod którym znajduje się elektryczny mechanizm napędzający wskazówki. Elementy zegara są corocznie wysadzane z kilkunastu tysięcy różnokolorowych kwiatów! Otworzyliśmy wszyscy szeroko oczy z zachwytu na jego widok, a tata do tego powiedział: „O nie!” Co? Jak to „O nie!”? Spytałem: „Tato nie podoba Ci się kwiatowy zegar?”. „Nie o to chodzi. Zostało 15 minut do koncertu mamy!”. „Jak to możliwe?!” – krzyknęliśmy razem z Fenią, a tata popatrzył na swój zegarek stwierdzając, że zatrzymał się jeszcze zanim ruszyliśmy na spacer. Zaczęliśmy zatem biec deptakiem, by szybko przebrać kalosze na bardziej wizytowe buty. Uff… zdążyliśmy – zostało 5 minut do koncertu, więc poszukaliśmy wolnego miejsca i usiedliśmy próbując ochłonąć. Sprint był jakby rodem z olimpiady lekkoatletycznej, choć trochę przypominał biegi przełajowe przez kałuże. Gdy tak siedzieliśmy na widowni, zobaczyłem, że ubrałem sobie jedną skarpetkę niebieską, a drugą zieloną. „Hihi” – zdołała wydusić Fenia, która cały czas próbowała złapać oddech. Ja stwierdziłem, że jestem ubrany kolorowo, nowocześnie i radośnie. Przecież każdy koncert mamy daje radość, tak jak teraz moje kolorowe skarpetki. Koncert był piękny, po raz kolejny przekonuję się, że mama to jednak ma cudowny głos – jestem z niej taki dumny! Całe szczęście na moje skarpetki nikt nie zwrócił uwagi. Oprócz mamy oczywiście, która później powiedziała, że każdemu może się przydarzyć taka skarpetkowa przygoda.
To już koniec ciechocinkowych atrakcji, następnym razem widzimy się w Toruniu. Teraz mówię Ci do zobaczenia!