Atrakcje Bristolu
Ahoj! Pozdrawiam Cię ponownie z Bristolu. Nad głowami widujemy jeszcze ciągle piękne balony, ale nasze myśli mkną ku morzu. Odbyliśmy całodniowy spacer po portowej części miasta i napatrzyliśmy się na mnóstwo arcyciekawych rzeczy. Zaraz Ci o nich opowiem.
Przede wszystkim gdy tak sobie wędrujesz nabrzeżem, możesz zobaczyć różne obiekty pływające po wodzie: barki, większe i mniejsze łodzie, jachty, kajaki oraz wielkie zabytkowe statki, które można zwiedzać w środku. Po feninych wyczynach w Londynie zrezygnowaliśmy jednak ze zwiedzania starego parowca SS Great Britain. Podglądaliśmy za to, co się dzieje na mniejszych jednostkach pływających. Dla mnie najfajniejsza jest nadmuchiwana deska, na którą mówią SUP. Jak się pływa na supie? Po prostu stajesz na desce i odpychasz się wiosłem. Widzieliśmy lekcję dla początkujących. Śmiechu było co niemiara, bo utrzymanie na niej równowagi chyba nie jest proste. Fenia tak się śmiała z jednego pana, że tata w obawie, że go urazimy, szybko zabrał ją dalej. „Hi, hi, hi, ha, ha” – rozlegały się jej śmiechy i kwiki, gdy pan, który spadł z supa, próbował wdrapać się z wody na swoją deskę. Tata tłumaczył Feni, jak to nieładnie jest się śmiać, gdy komuś coś się nie uda, a my z mamą byliśmy już w tym czasie już dużo dalej. Mama zaczęła rozmowę z panem, który naprawiał swój jacht. Malował go specjalną farbą i miło było podglądnąć go przy pracy, pozaglądać mu do tych wszystkich puszek i słoików z farbami, lakierami, a nawet jakąś mazią, może smołą? Przypomniał mi trochę szkutnika, którego poznaliśmy kiedyś w Gdańsku…
W jednej z kawiarenek usiedliśmy słuchając zespołu, który śpiewał szanty, czyli piosenki żeglarskie. Niestety zostawiłem na blacie ślady mazi i farby. Przyznałem się rodzicom, że włożyłem palce do tych różnych zagadkowych smarów pana szkutnika. A tego nie da się tak łatwo zmyć. Trochę posklejały mi się też włosy, a czarne plamy widniały na plecaku.
– Wrzucimy go do wody? Może się trochę wypłucze? – pytała Fenia. Pokazałem jej język, ale naprawdę zły zrobiłem się po jej kolejnym pytaniu:
– O! A może go tu przyczepić? Do tego haka!
Wielki stary żuraw odwrócił naszą uwagę. Nie, nie był to żaden ptak! Żurawie w porcie to olbrzymie dźwigi, które stoją przy brzegu i służą do załadunku i rozładunku statków. Ten miał na haku sporą drewnianą skrzynię, a przenosił ją na niewielki stateczek, który czekał cierpliwie na załadunek.
– Ciekawe, co jest w tej skrzyni? – zastanawiała się Fenia.
– Na pewno lew! Jedna deska słabo się trzyma, jak widzę. Wyskoczy, zje cię i będziemy mieli spokój – gadałem rozdrażniony, ale na Feni nie zrobiło to wrażenia.
Pogodziliśmy się przy falach z pieniążków w muzeum Mshed. Chciałoby się wrzucać bez końca monety do specjalnego mechanizmu pokazującego ruch fal. Musieliśmy zebrać wszystkie nasze monety razem i to nas pogodziło.
Podobała mi się ta portowa mieszanka: nowoczesne budynki, ciekawe fontanny, wielka lustrzana kula, a tuż obok stare okręty, zabytkowe żurawie, różne kafejki i muzea. Mewy pokrzykiwały, woda chlupotała, świeciło słońce. Ech, mógłbym tu jeszcze długo wędrować.
Pozdrawiam Cie serdecznie – Fenek