Znów pod ziemię!
Cześć! Jak się masz? Ja dobrze, choć tęsknię za morzem. Tam było pięknie! Jednak cieszę się, że dotarliśmy do Częstochowy, bo miałem za co się modlić po ostatniej podróży, kiedy to zgubiłem się w labiryncie w polu kukurydzy. Lecz musisz wiedzieć, że Częstochowa to nie tylko Jasna Góra z Cudownym Obrazem Matki Bożej. Gdy już podziękowałem modlitwą za czuwanie nade mną w chwilach grozy, jeszcze przed próbą i występem mamy w częstochowskim przedszkolu, odwiedziliśmy Muzeum Górnictwa Rud Żelaza, gdzie w wydrążonych pod ziemią korytarzach odtworzono wygląd prawdziwej kopalni. Znowu byliśmy pod ziemią, jak w Sandomierzu! Cieszę się, że tata znalazł to miejsce.
Są tu prawdziwe tory i wagoniki wypełnione rudą, zabytkowe sprzęty używane przez górników i ratowników. Nawet naszym dziewczynom się podobało, choć mogłoby się wydawać, że górnictwo fascynuje tylko mężczyzn. Pan przewodnik opowiadał o kopalni z takim zaangażowaniem i pasją, że wszyscy słuchali – jak to mama mówi – z otwartą buzią, czyli z zaciekawieniem. Zobaczyłem pełen zestaw narzędzi i maszyn służących w przeszłości w pracy górników. Było dość ciemno, ale tak to właśnie jest w kopalni. Mimo że górnicy mieli lampy do oświetlenia podziemnych korytarzy, to jednak nie wystarczały do tego, aby całkiem rozświetlić ciemność, natomiast możliwe było wykonywanie pracy. Po wyjściu z muzeum, kiedy nasze oczy przyzwyczaiły się już do dziennego światła, udaliśmy się w kierunku alei Najświętszej Maryi Panny. To taka ulica z deptakiem biegnąca od Jasnej Góry do Starego Miasta. Chcę Ci ją pokazać – kliknij tu i sam zobacz: https://www.ai360.pl/panoramy/714 Poprzez tę stronę możesz zobaczyć także inne miejsca w Częstochowie, prawie jak na żywo. Szliśmy aleją kierując się ku Muzeum Produkcji Zapałek. Po drodze usiedliśmy na ławeczce obok pani Haliny Poświatowskiej, aby trochę odpocząć i napić się soku jabłkowego. Nie była zbyt rozmowna, pewnie dlatego, że tak dokładnie, to pamiątkowy pomnik naszej słynnej poetki, hihi. Natomiast w Muzeum dostaliśmy zapałczanego zawrotu głowy od ilości kolorowych pudełek na zapałki. To pudełka, w których sprzedawano zapałki na przestrzeni wielu lat. Czy wiesz, że wizytówką częstochowskiej fabryki są zapałki w pudełku z etykietą, na której jest czarny kot? Maks byłby zachwycony! Tak naprawdę to nie jest zwykłe muzeum, bo wciąż produkuje się tutaj zapałki i można zobaczyć od początku do końca, jak powstaje taka mała zapałka – od kawałka drewna aż po patyczek z główką z masy zapałczanej. Kiedy oderwaliśmy Fenię od wystawy kolorowych pudełeczek, mogliśmy wreszcie z tatą podziwiać, jak pracują maszyny np. sieczkarka patyczków, czy układaczka. Oczywiście cały czas trzeba zachować bezpieczną odległość i słuchać poleceń prowadzącego, bo jednak jest to linia produkcyjna! Cieszę się, że odwiedziliśmy to muzeum i fabrykę jednocześnie, bo tego nie da się spotkać nigdzie indziej w całej Europie, serio!
Wróciliśmy do domu zmęczeni, ale zadowoleni. Koncert w przedszkolu bardzo się udał, nawet mama została poproszona o bis! Teraz czas przyczepić zdjęcie z Częstochowy na naszą mapę. Tylko nie mogę się zdecydować, które będzie najlepsze. Idę pogadać o tym z resztą. Serdecznie Cię pozdrawiam i do zobaczenia i usłyszenia wkrótce! Pa!