Czosnkowy niedźwiedź i zagadkowo
Cześć! Czy pamiętasz o tym, że mamy w domu taką specjalną mapę Polski, na której przyklejam zdjęcia z miejsc, które odwiedziliśmy? Jeśli chcesz sobie przypomnieć to zajrzyj tu: www.fenek.pl/zielonagora. No więc nasza mapa jest już całkiem solidnie obklejona tymi zdjęciami, to znaczy, że zobaczyliśmy już całkiem sporo ciekawych miejsc. Pozostałe zdjęcia z tych wycieczek trzymamy w kolorowych albumach. Fenia bardzo lubi je przeglądać, ja zresztą też, a najlepiej ogląda się je całą rodziną. To chyba najlepsza pamiątka!
Jak wiesz, tym razem trafiliśmy do Elbląga, a to jedno z najstarszych miast w Polsce. Tradycyjnie już należało postarać się o godną naszej specjalnej mapy fotografię z tego miejsca. Oczywiście płynęliśmy już statkiem po jeziorze Druzno i odwiedziliśmy Izbę Historii Kanału Elbląskiego, więc kilka kandydatur na zdjęcie na mapę już mieliśmy, ale nie ustawaliśmy w robieniu nowych ujęć. Ruszyliśmy dziarsko w stronę naszego kolejnego celu, a był nim Park Bażantarnia. Prawda, że to ciekawa nazwa? Wzięła się oczywiście od bażantów, które kiedyś można było tu spotkać bez trudu. Niestety od dawna już ich się nie widuje, prędzej można liczyć na spotkanie z dzięciołem, wilgą czy sójką, ale nazwa pozostała bażancia. Jest to niezwykły las położony właściwie w mieście, pełen wzgórz, stromych ścieżek i jak na park – całkiem dzikiego krajobrazu. Inaczej nazywany jest „płucami Elbląga”. Wiesz, dlaczego? Bo produkuje tlen i oczyszcza powietrze. Można się w nim poczuć jak w lasach bieszczadzkich i niektórzy nazywają go nawet „Małymi Bieszczadami”. Przypomniałem sobie, że w Bieszczadach bardzo mi się podobało, zatem uznałem, że i tu będzie świetnie. W parku tym każdy może znaleźć tu ścieżkę dla siebie, bo są tu różne trasy. Łatwiejsze, spacerowe oraz płaskie, pagórkowate, a także prawie górskie. Tata powiedział nam, że każdy szlak jest oznakowany i nie trzeba się martwić, że ktoś się zgubi.
Zaobserwowaliśmy, że wiele rodzin wybiera to miejsce na spacery czy przejażdżki rowerowe. Przy wyborze trasy zdecydowanie obstawałem przy tej, której bieg kończy się przy restauracji, bo choćby park był nie wiem jak powalająco zachwycający, to po kilkukilometrowym spacerze żadne jego atuty do brzucha nie przemówią. Przy tak silnej argumentacji, którą poparła także Fenia, wybraliśmy szlak żółty, inaczej zwany “Okólny”. Dopiero później okazało się, że to trasa łatwa, ale za to najdłuższa.
Mimo to całkiem przyjemnie nam się szło. Tata opowiadał nam o zwierzętach, które można tu spotkać, np. jelenie, sarny, borsuki, choć nam udało się zobaczyć tylko wiewiórki, ale za to były czarne i rude. A mama robiła zdjęcia. Właśnie! Nie uwierzysz, co się jeszcze wydarzyło. Spacerowaliśmy zasłuchani, bo tata po drodze pokazywał nam też różne rośliny i opowiadał o nich. W pewnym momencie tata przystanął i mówi: „Zaraz, zaraz, to jest niedźwiedzi …., niedźwiedzi….”. Fenia aż pisnęła i razem ze mną schowała się za tatę, który zdążył zapytać tylko: „Co się dzieje?”. Razem z Fenią wypatrywaliśmy niedźwiedzia, o którym mówił tata. Po naszej reakcji zrozumiał, co się dzieje i wytłumaczył nam, że znalazł czosnek niedźwiedzi i próbował przypomnieć sobie pełną nazwę tej rośliny. To taka odmiana czosnku, nie wyglądał groźnie. Ale sam rozumiesz, jak się wystraszyliśmy słysząc hasło „niedźwiedź”. Mama zachowała całkowity spokój, chyba przewidziała, o co może chodzić, bo to nieprawdopodobne spotkać niedźwiedzia w Bażantarni. Zmierzaliśmy ku końcowi trasy, zachwyceni tym miejscem i zadowoleni, że wybraliśmy ścieżkę kończącą się przy restauracji, bo byliśmy już głodni jak… niedźwiedzie, hihi. Pałaszując zupę grzybową z grzankami zauważyliśmy, że zaczyna padać, a ponieważ mieliśmy jeszcze sporo czasu do koncertu mamy, więc poszliśmy do miejsca, które nazywa się Escape Room. To takie pokoje, z których w określonym czasie trzeba się wydostać, szukając wskazówek w rzeczach codziennego użytku i rozwiązując różne logiczne zagadki i łamigłówki. Czułem się trochę dziwnie, bo w końcu byliśmy zamknięci przez kogoś na klucz. Na szczęście nigdy nie jest się pozostawionym całkowicie samemu, w pokoju jest łączność z prowadzącym tę grę i w razie jakichkolwiek problemów można nawiązać kontakt, a nawet uzyskać wskazówkę, jak ma się kłopot z postępem. Całkiem szybko nam poszło, bo każdy był w czymś dobry: Fenia i mama były bardzo spostrzegawcze i umiały dostrzegać wskazówki w szczegółach np. na powieszonym obrazie, tata świetnie łączył ze sobą elementy układanki, a ja odnajdywałem podpowiedzi w miejscach najmniej oczywistych. Stanowiliśmy zgrany zespół! Na pewno Tobie też by się spodobało! Cieszę się, że jesteś tu ze mną i czekasz na moje przygody. Zdradzę Ci, że następny nasz kierunek to Grunwald! Do zobaczenia! Pa!
PS Tata żartuje, że na mapę może trafić zdjęcie z minami, jakie mieliśmy z Fenią, kiedy usłyszeliśmy o niedźwiedziu. Doprawdy nie mam pojęcia, jak mama je uchwyciła!