Uwielbiam latawce
Hallo! Tutaj Fenek! Nadaję pod wiatr! W dalszym ciągu jesteśmy na irlandzkim wybrzeżu. Wieje mocno i fale morskie rozbijają się o brzeg, ale wyszło Słońce! To sprawiło, że od razu nabraliśmy nowej energii na spacery wzdłuż klifów. Pamiętasz, co to jest klif? To bardzo wysokie, strome wybrzeże morskie. Tak bardzo strome, że po prostu skały schodzą tu pionowo do morza. Można zejść w dół tylko w nielicznych miejscach, po ściśle wyznaczonych ścieżkach. Reszta jest królestwem morskich fal i ptaków, które potrafią przysiąść na stromych skałkach. Ale niespieszno nam było teraz w dół, bo mieliśmy ze sobą aż trzy latawce, które zrobiliśmy poprzedniego wieczora!
Jeśli chcesz puszczać latawce – wybierz się nad morski brzeg. Wiatr wieje tak mocno, że nawet najcięższe konstrukcje ulatują do góry jak piórko. Trzeba się tylko trochę nabiegać.
– Biegnij, Fenku, ciągnij! – wołała Fenia, a ja posłusznie galopowałem wzdłuż brzegu. Nie zapominałem jednak, że trzeba patrzeć pod nogi i nie zbliżać się zbytnio do krawędzi klifu.
– Biegnij, uważaj, ciągnij! – komenderowała Fenia, a latawiec posłusznie wzbijał się w powietrze i leciał wysoko, wysoko do góry.
Film dla dzieci przedstawiający legendę o powstaniu grobli olbrzyma:
W pewnej chwili mój latawiec nie spodobał się przelatującej mewie. Zupełnie nie wiem, dlaczego go zaatakowała? Czyżby nie podobał jej się kształt, albo kolor? Był to latawiec, który sam zmontowałem według instrukcji. Miał wymalowaną przerażającą, kolorową twarz samuraja. Widocznie irlandzkie mewy nie lubią takich wzorów latawców. Przedziurawiła go dziobem i odleciała pokrzykując oburzona, a on więcej nie chciał unosić się w powietrze. Rzuciłem latawiec na kocyk i rozkazałem siostrze krótko:
– Napraw!
W końcu mogłaby się na coś przydać, skoro siedzi i nic nie robi. Ale Fenia nie potrafiła, albo nie chciała naprawić latawca. To nic! Wisi on teraz w kamperze nad moim posłaniem i przypomina mi najbardziej wietrzny i latawcowy dzień, jaki mi się trafił. Drugi latawiec zerwał się tacie ze sznurka i poleciał daleko, wysoko w głąb lądu i nigdy go już nie widzieliśmy. Może spadł do czyjegoś ogródka? Albo do piaskownicy, w której bawiły się dzieci? Tego już się nie dowiemy, ale podobno jest na to metoda. Trzeba się na latawcu podpisać, podając adres. Gdy się zerwie – istnieje szansa, że ktoś, kto go znajdzie – odeśle zgubę do właściciela. Ale jaki adres mielibyśmy napisać? „Kamper ze Słonecznej Krainy”?
Gdy już nasyciliśmy się puszczaniem latawców – wybraliśmy się trekking, czyli po prostu w dalszą wędrówkę szlakami wzdłuż klifów. Wszystkie drogi były zaznaczone na mapce i miło się nimi wędrowało obserwując coraz to nowe kształty skał. Trafiła nam się nawet niewielka jaskinia!
Gdy będziesz mieć trochę czasu – zbuduj latawiec. Możesz go puszczać wszędzie, gdy tylko będzie wiało. Powodzenia! F.