Londyn - miejsce dla młodego odkrywcy
Hallo! Chcę Ci polecić jeszcze jedno fantastyczne miejsce w Londynie! Ciekawi Cię przyroda? Nawet jeśli nie znosisz dżdżownic (są takie miłe!) i masz uczulenie na kocią sierść – nie przegap tej wyprawy. Najlepiej pójść do Muzeum Historii Naturalnej z samego rana, bo potem jest tam tak wielu turystów, że łatwo można się zgubić, choć nie ma tu mgły. A jest to co oglądać.
Na początku rodzice wydrukowali mapkę muzeum, żebyśmy sobie zaplanowali trasę. Tata przeczytał nam, co jest do zwiedzania. Ja przede wszystkim chciałem zobaczyć dinozaury, Fenia – motyle i meteoryty, czyli kamienie, które spadły na Ziemię z kosmosu i pochodzą z innych planet. Mamę najbardziej interesują mrówki i rośliny… Ale wszystko potoczyło się zupełnie inaczej. Szliśmy i rozglądaliśmy się na wszystkie strony, bo wszędzie było coś, co przykuwało uwagę. Właściwie to pozwoliłem się prowadzić tacie za rękę, jak najmłodszy przedszkolak, bo ciągle gdzieś się gapiłem i stale było mi mało. Najbardziej podobało mi się to, że wszystkie kości dinozaurów są prawdziwe.
– Prawdziwe! Rozumiesz Feniu? Nikt ich tu nie ulepił z gliny i nie zrobił z gumy, tylko są prawdziwe! – tłumaczyłem Feni rozgorączkowany.
– Aaaaa! A to co? Ten też jest prawdziwy? Uciekajmy! – Fenia wskoczyła tacie na ręce zwinnie jak małpka. Przed nią stał tyranozaur – wielki drapieżca-zabójca. Mrużył małe podstępne ślepia, wyciągał szyję w naszą stronę i porykiwał. Wokół zrobiło się trochę ciemniej i straszniej.
– Nie! Ten jest sztuczny. Udaje tylko prawdziwego – powiedział tata stawiając Fenię na ziemi.
– Nie, nie! Zobacz, jest wygłodniały! Chętnie zjadłby jakąś małą, smakowitą dziewczynkę – wołałem, ale Fenia już się nie bała. Wyciągnęła do tyranozaura rękę i powiedziała:
– No! Malutki! Nie bój się! Chodź do mnie!
T-rex był tak łudząco podobny do prawdziwego zwierzęcia, że przez chwilkę pomyślałem, że posłucha Feni i pozwoli się jej pogłaskać. Obok chichotały jakieś dziewczynki ubrane w jednakowe białe bluzeczki, granatowe sweterki i spódniczki. Chyba przyszły tu z wycieczką szkolną. Jedna wyszczerzyła zęby w moją stronę, przewróciła oczami i zawarczała. Chyba nie myślały, że się boję sztucznego dinozaura, tylko dlatego, że nie wyciągam do niego ręki i nie przemawiam pieszczotliwie, tak, jak one to teraz zrobiły naśladując Fenię. A potem jeszcze zaskoczył mnie wielki skorpion. Zamachał szczypcami i wyciągnął odwłok z zabójczym kolcem. A zrobił to zupełnie niespodziewanie. Mimo woli odskoczyłem, jak oparzony. Na to one znowu w śmiech! Jak to dobrze, że potem panny-chichotki poszły w inną stronę.
A my przemierzaliśmy salę za salą oglądając coraz to nowe, czarodziejskie eksponaty, a one przecież wcale nie są zaczarowane, tylko naprawdę Ziemia jest taka różnorodna, kolorowa i skomplikowana. Wiedział o tym pewnie Karol Darwin. To był naukowiec z dawnych czasów, który odkrył ewolucję, czyli fakt, że na Ziemi wszystkie żywe organizmy się zmieniają i dostosowują do środowiska, żeby w nim przeżyć, nie dać się zjeść i mieć jak najlepsze potomstwo. Trwa to bardzo długo, miliony lat. I dlatego na co dzień tego nie dostrzegamy.
Poprosiłem tatę, żeby mi zrobił zdjęcie z białą rzeźbą Karola Darwina w muzeum. Siedzi on tam taki zatroskany, jakby się trapił tym, co z nas wyrośnie. Nie będzie tak źle, panie Darwin! Niech się pan nie martwi!
Chcę się jeszcze o nim więcej dowiedzieć – podobno opłynął świat dookoła na statku i w czasie rejsu przyszła mu do głowy myśl o ewolucji…
A teraz muszę kończyć, bo może jeszcze się gdzieś wybierzemy? Może na największy na świecie diabelski młyn London Eye? A może na peron 9 i ¾ do krainy Harrego Pottera? Czy będzie tam tak samo czarodziejsko, jak w Muzeum Historii Naturalnej? Zobaczy się!
Serdecznie pozdrawiam – Twój Fenek