Skarbek i jego skarby
Cześć! Miło, że odwiedzasz mnie na moim blogu, bo zawsze staram się opowiedzieć o czymś specjalnym dla Ciebie. Gdybym wszystko opisał w moim pamiętniku, miałby on chyba ze czterysta stron i dzieci omijałyby go szerokim łukiem! I chyba nawet niektórzy dorośli też!
Tym razem chciałbym Ci opowiedzieć o chytrym duszku ze znanej szczecińskiej legendy, któremu miasto to zawdzięcza jedno z najładniejszych miejsc – Jezioro Szmaragdowe. Ale o wszystkim opowiem Ci po kolei.
Kiedy tata planował wyprawę do Nowego Czarnowa, mama poprosiła, abyśmy wybrali się wcześniej do Szczecińskiego Parku Krajobrazowego zobaczyć wyjątkowe jezioro. „Sami zobaczycie, dlaczego jest wyjątkowe” – powiedziała mama, uśmiechając się do nas tajemniczo.
Następnego dnia musieliśmy wstać wcześnie, no bo mieliśmy jeszcze w planie Krzywy Las w Nowym Czarnowie. Trochę ciężko było wstać po tak intensywnym dniu w Szczecinie, ale udało się. Fenia co prawda nie wyglądała na całkiem przytomną, ale na szczęście o własnych siłach wsiadła do samochodu i dała się zapiąć w foteliku, po czym zapadła w dalszy sen. Tym razem tata skorzystał z nawigacji satelitarnej, więc szybko i bez problemu dotarliśmy na miejsce. Fenia pogrążona w półśnie niemal wypadła z auta wypięta z pasów, na szczęście chłodne poranne powietrze orzeźwiło ją na tyle, że otworzyła szerzej oczy. Nie bez znaczenia była też pachnąca, pyszna drożdżówka z serem i żurawiną, którą mama kupiła jeszcze ciepłą tuż przed wyjazdem. Po chwili Fenia była już całkiem gotowa do działania. „Chodźmy tędy” – powiedział tata i zeszliśmy ostrożnie po schodkach trzymając się barierki. I wtedy je zobaczyliśmy. Jezioro, które ukazało się naszym oczom miało kolor inny niż wszystkie, które widzieliśmy do tej pory. „Ta woda jest jakoś dziwnie zielona” – stwierdziłem. „Tak, dlatego nazywa się Jeziorem Szmaragdowym, ponieważ jego kolor przypomina barwę kamienia szlachetnego zwanego szmaragdem” – powiedziała mama i spytała z zachwytem: „Prawda, że wygląda pięknie?”. Rzeczywiście, nie można zaprzeczyć, że widok był wyjątkowy. Szliśmy ścieżką podziwiając jezioro z różnych stron i ciesząc się słoneczną pogodą. Nagle Fenia krzyknęła: „Tam coś leży w wodzie!”. Podeszliśmy wszyscy do barierki i próbowaliśmy dostrzec to, na co wskazywała Fenia. „Taaaaaak, pewnie widzisz wagoniki….” – z tyłu dobiegł nas obcy, nieco skrzeczący głos. Jak na gwizdek odwróciliśmy się wszyscy w tym samym momencie. Ujrzeliśmy średniego wzrostu postać, ze słomianym kapeluszem na głowie, w szarej szacie, przewiązanej w pasie grubym sznurem, którego końcówki dzwoniły, jakby były zrobione z kryształków. Stał w cieniu drzewa, o które się opierał i patrzył na nas nieco rozbawiony naszymi zaskoczonymi minami. W ręku trzymał kasztan, którym podrzucał co chwilę do góry, a wtedy słońce odbijało się od niego tak, jakby był zrobiony ze złota. „Nie bójcie się, stałem tu już wcześniej, ale mnie nie zauważyliście. Lubię o tej porze popatrzeć na jezioro”. Fenia stała jak wryta, widząc niezwykłego turystę, więc tata zapytał: „O jakich wagonikach pan mówi?”. Nieznajomy złapał w dłoń kasztan, schował go do kieszeni i powiedział podchodząc bliżej: „O tamtych, które leżą na dnie jeziora. To były wagoniki górnicze, w czasie kiedy ludzie wydobywali tu kredę. Przy odrobinie szczęścia widać je dobrze przy dnie” – odpowiedział nieznajomy. Kiedy wyszedł z cienia, mogliśmy zobaczyć lepiej jego twarz, ale nie można było nawet określić, w jakim wieku jest postać. Popatrzyliśmy w to samo miejsce, w które patrzył obcy jegomość i rzeczywiście można było dostrzec pod wodą zarysy poprzewracanych sprzętów górniczych. Fenia w tym czasie odzyskała głos i zapytała zdziwiona: „Ale jak górnicy mieli pracować pod wodą?”. „Kiedyś nie było tu jeziora, tylko kopalnia właśnie. Górnicy wydobywali kredę i transportowali ją tymi wagonikami. Strasznie hałasowali. No ale zdarzył się … hm…. wypadek i kopalni już nie ma. Za to pozostał spokój i piękny widok” – odrzekł nieznajomy, po czym odwrócił się, jakby miał zamiar odejść. Po chwili zawołałem: „Ale proszę pana, proszę powiedzieć, co się wydarzyło? Jaki wypadek?”. Jednak nieznajomy był już daleko i nie odpowiedział mi. Po chwili poczułem ciężar w swojej kieszeni. Włożyłem do niej rękę i poczułem okrągły, chłodny kształt. Wyjąłem przedmiot i obejrzałem go – wyglądał, jak złoty kasztan, który podrzucał nieznajomy! Jak on się znalazł w mojej kieszeni? I co to wszystko ma znaczyć?
Całkowicie skołowani wróciliśmy do samochodu, aby pojechać do Nowego Czarnowa. Razem z Fenią nie dawaliśmy spokoju rodzicom zadawając na zmianę pytania: „Ale kim był ten nieznajomy? Dlaczego się tak dziwnie zachowywał? Skąd wie o kopalni? I co się właściwie wydarzyło, że powstało w jej miejscu jezioro?”. Mama, która w czasie podróży uważnie coś sprawdzała w Internecie odpowiedziała: „Chyba mam przynajmniej część odpowiedzi na Wasze pytania. Legenda głosi, że w tutejszej Puszczy Bukowej żył duszek Skarbek, który gromadził swoje skarby pod ziemią. Kiedy ludzie odkryli w pobliżu pokłady kredy i zaczęli ją wydobywać, spokój Skarbka został zakłócony i to on właśnie zatopił kopalnię, zmieniając ją w Jezioro Szmaragdowe”. Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia. Duch Puszczy Bukowej zbierający skarby zalał kopalnię… Nieznajomy podrzucający złoty kasztan… Sięgnąłem do kieszeni szukając przedmiotu, który dziwnym sposobem znalazł się w mojej kieszeni, ale … kieszeń okazała się pusta. Od tej pory zastanawiałem się głównie nad tym, czy to możliwe, że nad jeziorem spotkaliśmy samego ducha Skarbka, który osobiście opowiedział nam o „wypadku” w kopalni. A Ty jak myślisz?