Warszawa oczami „zjadacza lodów” i „zabawki nie do zabawy”
Cześć! Jak dobrze, że już jesteś, nie mogłem się doczekać, aż wrócisz. Chciałem Ci teraz opowiedzieć o tym, jak to Fenia odznaczyła mnie Orderem Najlepszego Brata pod Słońcem. Nie spodziewałem się tego, serio, no ale przyznać muszę sam przed sobą, że chyba raczej zasłużyłem… A teraz o wszystkim opowiem Ci od samego początku.
Jak już wiesz, tym razem za cel podróży obraliśmy Warszawę. Po wizycie w Łazienkach Królewskich Fenia błagała rodziców, abyśmy odwiedzili Muzeum Domków dla Lalek. „To jest obowiązkowa pozycja podczas zwiedzania Warszawy” – argumentowała Fenia. „Jest tak ważna jak te Łazienki” – oznajmiła z powagą. „Tak, na pewno” – pomyślałem, ale nie powiedziałem tego na głos, bo pamiętam, jak Fenia wspierała mnie, kiedy przekonywałem rodziców do zobaczenia Stadionu Narodowego. Jednak propozycja oglądania jakichś starych lalek i ich domków średnio mi się podobała, wolałbym zobaczyć makietę kolejową! Mama popatrzyła na tatę i zapytała, czy znajdziemy w planie trochę czasu na dodatkową atrakcję. Tata spojrzał na Fenię patrzącą wzrokiem głodzonej wiewiórki i odrzekł: „Jeśli zdecydujemy się na Muzeum Domków dla Lalek, prawdopodobnie nie zdążymy zobaczyć makiety kolejowej. Musimy zatem zdecydować się na jedną z tych atrakcji” – powiedział tata. „Chętnie zobaczę Muzeum Domków dla Lalek. Przypomnę sobie, jak byłam małą dziewczynką!” – powiedziała mama. „Ja też mogę je obejrzeć” – oznajmiłem, a Fenia w tym momencie popatrzyła na mnie ze zdziwieniem. Chyba nie wierzyła, że interesują mnie jakieś stare lalki. Tata na to z lekką nutą rozczarowania odrzekł: „Zatem decyzja zapadła – skoro większość woli odwiedzić Muzeum Domków dla Lalek, to tam właśnie się udamy. Ale najpierw idziemy na lody.”. Fenia pisnęła z radości. Po chwili namysłu podeszła do mnie i cmoknęła mnie w policzek, który szybko wytarłem z głośnym: „Bleeee…”.
Szliśmy zatem powoli w kierunku Muzeum Domków dla Lalek jedząc lody i oglądając Warszawę. Po drodze bawiliśmy się w grę słowną „Wąż” – polegała na tym, że trzeba podać jakąś nazwę – na przykład rzeczy. Kolejna osoba musi podać nazwę czegoś, co zaczyna się na ostatnią literę wyrazu poprzednika. Aby było trudniej, musiały to być nazwy rzeczy, które spotkaliśmy po drodze. I tak spacerowaliśmy, rozglądaliśmy się, wykrzykując co jakiś czas: Wieżowiec! Cukiernia! (to oczywiście Fenia), Aleja! Autobus! Sklep! Przystanek! Kamienica! Ambulans! Samochód! Dom! Most! Tramwaj! … i tak dalej, aż dodarliśmy do celu, czyli Muzeum Domków dla Lalek. Fenia była tak podekscytowana, że zapomniała wytrzeć buzię ubrudzoną lodami i w dodatku pchała się bez biletu do środka. W końcu znaleźliśmy się we wnętrzu muzeum, legalnie oczywiście, czyli po opłaceniu biletu wstępu. Fenia oszołomiona zastanym widokiem nie wiedziała, od czego zacząć. Pełno tu było domków dla lalek, w których widać było poszczególne pomieszczenia, zupełnie jak w normalnym domu. Na przykład w jednym z nich był pokój dziecięcy, w którym lalki-dzieci bawiły się ze sobą. W innym ładnie urządzona sypialnia służyła właśnie jednej z lal do wypoczynku. Dalej była szkoła, gdzie lalka – nauczycielka prowadziła właśnie lekcję dla lalek-dzieci. Wszystkie mebelki i drobiazgowe wyposażenie wyglądały jak prawdziwe, tylko były po prostu bardzo maleńkie. Mama przystanęła nieopodal podziwiając misternie wyrzeźbione krzesełka i stół w jednej z jadalni. Tata – który o dziwo wcale nie wyglądał na znudzonego – przyglądał się powozowi, który miał załadowany dach stertą bagaży. Moją uwagę przykuł sklep mięsny, tzn. oczywiście taki dla lalek. Za ladą nie tylko znajdowała się lalka-sprzedawczyni, ale również różne mięsne specjały. Ktoś naprawdę musiał się napracować, żeby to wszystko wykonać z taką dokładnością! Gdy skończyliśmy zwiedzanie i wyszliśmy z powrotem na ulice Warszawy, Fenia nie do końca wyglądała na zadowoloną. „Feniu, wszystko w porządku?” – zapytała mama z troską w głosie. „Średnio” – odpowiedziała Fenia kręcąc nosem. „Nie podobało Ci się w muzeum?” – spytał tym razem tata. „Podobało, podobało. Ale kto wymyślił te szyby? Dlaczego nie można troszeczkę się pobawić tymi lalkami i domkami? Zabawki, którymi nie można się bawić – też coś!” – prychnęła niezadowolona. „Feniu, to jest muzeum, zatem szyby są po to, aby chronić eksponaty przed zniszczeniem. A w tym wypadku eksponatami są właśnie domki dla lalek.” – tłumaczy mama. „Ale jak bym tylko zaprowadziła lalkę do kuchni, żeby upiekła ciasto dla gości i potem razem z nimi je zjadła przy tym ślicznym białym stole. I nic bym nie zniszczyła” – upierała się Fenia. Mama na to odrzekła: „Gdyby wszystkie dzieci bawiły się nimi podczas zwiedzania, mogłyby nie przetrwać długo w dobrym stanie i nikt by nie przyszedł na taką wystawę.”. Fenia westchnęła tak ciężko, jakby obok zaparkowała lokomotywa. Najwyraźniej zrozumiała, co do niej mówi mama, ale nie poprawiło jej to humoru. W tym momencie wpadłem na pewien pomysł…
Po powrocie do domu w Słonecznej Krainie pojechałem z tatą na zakupy. Szybko zabraliśmy co trzeba i poszliśmy zapłacić. Przy kasie panie sprzedawczynie często zostawiają puste pudełka kartonowe dla klientów, aby mogli sobie ich użyć do spakowania zakupów, gdy np. nie ma się przy sobie odpowiedniej torby. Pomogłem tacie przy pakowaniu, a potem schyliłem się i poszukałem solidnego pudła w dobrym stanie. Znalazłem. Tata tylko spojrzał na mnie i puścił do mnie oko. Chyba domyślał się, co zamierzam – w końcu kiedyś razem własnoręcznie zrobiliśmy zagrodę dla konia.
Kiedy dotarliśmy do domu, poszedłem do mamy, która właśnie czytała książkę w salonie i zapytałem, czy ma jakieś puste pudełka. Mama odłożyła lekturę i spytała: „Do czego potrzebujesz puste pudełka, Fenku?”. „To jest misja DOM DLA LALEK, mamo. Dla Feni. Potrzebuję mebli i sprzętów domowych i pomyślałem, że pudełka się do tego nadadzą” – odpowiedziałem. Mama uśmiechnęła się, odłożyła książkę i powiedziała: „Chodź ze mną. Poszukamy razem”. Pobuszowaliśmy w różnych szafkach i niedługo potem miałem już przeróżnej wielkości i kształtu pudełka i pudełeczka: po herbacie, po zapałkach, po mydełku, po kremie do twarzy i paście do zębów, po twarożku, po soczku i wiele innych. Miałem też bibułki, kawałki kolorowych papierów, a nawet zakrętki od butelek, które miały służyć za miseczki i talerzyki. Zabrałem się do pracy – wyciąłem w dużym kartonie drzwi i okna. Z kawałków kartonu przy pomocy kleju wykonałem ściany wewnętrzne, tworząc w ten sposób różnej wielkości pomieszczenia. Potem rozpocząłem meblowanie: rząd szafek w kuchni (piekarnik namalowałem flamastrem), stół, pufki przy stole z pudełek po zapałkach. W łazience za wannę służyło białe pudełko po twarożku. Pracowałem długo i wytrwale. Na koniec przyjrzałem się domkowi – byłem z niego zadowolony. Nie był jeszcze skończony, ale postanowiłem, że resztę wykonamy wspólnie z Fenią – w końcu to JEJ LALKOM ma się podobać dom, hihi! Poszedłem do jej pokoju i w progu zawołałem: „Fenia, szykuj swoje najmniejsze lalki. Czeka je przeprowadzka!”. Fenia popatrzyła na mnie i szeroko otworzyła buzię. „Czy to jest domek? – zapytała. „Tak, domek dla lalek, trochę podobny do tych z wystawy” – odparłem. „Fenku! Zrobiłeś go sam? Dla mnie?” – Fenia nie ukrywała zaskoczenia. „Tak dokładnie, to dla tych twoich lalek, ty się nie zmieścisz. Ale musimy go jeszcze dopracować – pomalować ściany, położyć dywany z papieru do pakowania prezentów, umeblować sypialnię, zrobić wszystkie potrzebne sprzęty. Z modeliny zrobimy jedzenie dla lalek: pomarańcze, jabłka, chleb – przecież muszą coś jeść. Zabierajmy się do pracy, dostałem od mamy różne przydatne materiały”. Wspólnie pracowaliśmy aż do wieczora, ale efekt był całkiem ładny. Na koniec Fenia mogła wprowadzić swoje lalki, które mogły piec te swoje ciasta i je zjadać przy stole z pudełka po herbacie. „Fenku, jesteś najlepszym bratem” – powiedziała szczerze Fenia, po czym podeszła do mnie, cmoknęła mnie w policzek (powstrzymałem się od „Bleee…!”, bo nie było nikogo z dorosłych w pobliżu) i wręczyła mi order, który musiała na boku po cichu zmajstrować, gdy byłem zajęty czymś innym. Order głosił, iż jestem Najlepszym Bratem pod Słońcem. Cóż, to było całkiem miłe. I miło było widzieć, że Fenia cieszy się z domku, który dla niej zrobiłem. Rodzeństwo czasem jest sobie bardzo potrzebne.